piątek, 4 lipca 2014

Western i jego bohaterowie - z okazji 4 lipca

Dzisiejszy temat, to tytuł książki z początku lat 70. To z niej, jako pacholę, czerpałem swą pierwszą wiedzę o realiach Dzikiego Zachodu oraz o ich holywoodzkich, mocno podkolorowanych odpowiednikach. Tak, tak prawdziwy Wild West, to smród, bród i ubóstwo oraz wszechobecne zdradzieckie strzelanie zza węgła w plecy oraz nagminne grabieże i gwałty. Na ekranie zaś, Francja elegancja, sprawiedliwe pojedynki, piękne kobitki i rycerscy kowboje. Wszyscy pięknie ufryzowani i po kowbojsku wykwintnie ubrani. Ech oglądało się z zapartym tchem, a jeszcze jak w tle, polskim lektorem był Jan Suzin, to cały świat stawał się westernem. Klasyka, Rio Bravo, W samo południe, Siedmiu Wspaniałych, serialowa Bonanza i wiele, wiele innych.
Niestety legendarne produkcje okropnie się zestarzały. Wszystkie one, te kinowe, są zbyt długie, cóż taka była wtedy konwencja. Ponad dwugodzinna fabuła, musiała być nienaturalnie przedłużana, stąd przegadane dialogi, muzyczne i artystyczne występy oraz obowiązkowy wątek upadłej ale szlachetnej pięknotki. Co nam zostało z tych obrazów, przede wszystkim wspaniała muzyka wielce uznanych kompozytorów. Samych filmów, bez znudzenia oglądać się nie da, mówię to z wielkim żalem, ale niestety tak jest.
Ostały się jednak stare filmy o Dzikim Zachodzie, które oglądać się da. Są to kręcone od pierwszej połowy lat 60"sphagetti westerny".W tamtych czasach, traktowane z duża pogardą i wielce postponowane przez krytyków. Jednak dzieła mistrza Sergia Leone zweryfikował czas i to one są ponadczasowe. Pomysłowe i zabawne scenariusze, kompletny brak "ulizanej" scenografii Hollywoodu i wartka akcja, naturalnie brzydcy aktorzy, szalona jak na tamte czasy brutalność i mistrzowska ścieżka dźwiękowa Ennia Morricone to nieprzemijające atuty tych obrazów. W owych produkcjach, traktowanych wówczas jako filmy klasy B, brylował, mocno wtedy pogardzany przez swych amerykańskich kolegów, Clint Eastwood. Hollywood miało mu za złe, uczestnictwo w tych europejskich podróbach Amerykańskiego Ducha. Jednak kręcone w hiszpańskich plenerach włoskie westerny, to obecnie miód dla oka i ucha kinomana. Kto nie wierzy niech sam spojrzy w ekran telewizora, powtórki i wznowienia są cykliczne na różnych kanałach filmowych TV.



PS. Za najbardziej "zestarzałą" produkcję Hollywoodu uznaję gniota w postaci chorobliwie długiej(165 min.) i wielce nudnej pozycji z 1962 r. pod tytułem, 
Jak zdobywano Dziki Zachód(How the West Was Won), plejada gwiazd, piękne plenery i cóż z tego, nuda, nuda, nuda, prawie jak na polskim filmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz