wtorek, 3 czerwca 2014

Ćwiartka straconych szans cz. 7 - Premierzy

W historii III RP, premierów było trzynastu. Bilans ich rządów to obraz dzisiejszej Polski, czy byli wśród nich mężowie stanu? Popatrzmy po kolei.

Tadeusz Mazowiecki - 24sierpnia 89 - 4 stycznia 91
Pierwszy i symboliczny, swe urzędowanie rozpoczął od zasłabnięcia na sejmowej mównicy, podczas słynnego przemówienia z którego większość z nas najbardziej zapamiętała symboliczny passus o grubej kresce. Pamiętajmy, że czasy były wtedy niepewne, a komuna trzymała się mocno, mając w swych łapach wojsko i służby. Taktyka głaskania niedźwiedzia nie miała więc alternatywy. W składzie rządu straszyły swą obecnością, Kiszczaki i Siwickie, generałowie z nadania Jaruzela, od pilnowania porządku w nowym PRL. W dniu przełomowych wyborów 4 czerwca, komuniści chińscy miażdżyli gąsienicami czołgów, protestujących na Placu Tiananmen studentów. W sąsiedztwie Polski przeciw naszym przemianom protestowały satrapie Honeckera, Ceausescu i innych Husaków. Pewności ostatecznego zwycięstwa nie miał nikt z nas. Sowieci Gorbaczowa krwawo rozprawiali się z protestującymi Litwinami, a w Polsce nieznani sprawcy zamordowali opozycyjnego księdza.
W takich warunkach przyszło rządzić i podejmować ważkie decyzje.
Okres niepewności zaczął jednak szybko przeradzać się w pewność zwycięstwa. Z czwartku na piątek 9/10 listopada 1989 Niemcy zburzyli mur i od tego momentu zdarzenia potoczyły się lawinowo, Demoludy przechodziły do historii, państwa odzyskiwały wolność, dawne republiki sovieckie wybijały się na niepodległość, komuna schodziła do piekieł. W tym momencie Jaruzelski i jego kamraci stracili pewność siebie i z wielką energią zaczęli zacierać ślady swojej zbójeckiej działalności. Rozpoczęło się wielkie palenie akt.
Dlaczego wtedy nie powiedziano komuchom non possumus, czemu nie zerwano porozumień z nimi, dlaczego pozwolono im na złodziejskie przejmowanie gospodarki? Odpowiedziałem już na to w części pierwszej rozważań. Po prostu, część z "naszych" była unurzana w agenturę i bała się kompromitującej dekonspiracji.
W tej złożonej sytuacji, dały o sobie znać słabości charakteru samego Mazowieckiego, człowieka bez charyzmy i silnej woli, mocno uzależnionego od doradców, tych formalnych i zakulisowych. Kuczyński, Michnik i im podobni sterowali Mazowieckim z tylnego siedzenia, a Premier wierzył w ich nieomylność i coraz bardziej brnął w ślepy zaułek. Odpuścił komuchom i praktycznie oddał im wszystko co w sferze finansów i gospodarki najważniejsze. Ten grzech pierworodny Premiera, stał się praprzyczyną naszej dzisiejszej degrengolady. Gdyby w tym przełomowym momencie u sterów rządów stanął człowiek wybitny, to po 25. latach niepodległości nasz kraj byłby w zupełnie innej (stokroć lepszej)sytuacji gospodarczej i politycznej.

Jan Krzysztof Bielecki - 4 stycznia 91 - 6 grudnia 91
Premier "techniczna zapchajdziura" z nadania urzędującego już wtedy w Belwederze Wałęsy, niczym specjalnym się nie wyróżnił. W tamtym czasie scena polityczna naszego kraju była mocno spolaryzowana. Wałęsa walczył ze środowiskiem ówczesnej Unii Wolności i był odsądzany przez nich od czci i wiary. Michnik i środowisko Gazety Wyborczej miało "rząd dusz" nad prawie całą inteligencką Polską. Bielecki był premierem bez poważnego zaplecza politycznego i wypalał się na walce ze strajkującymi załogami z likwidowanych wówczas wielkich fabryk socjalizmu. Co do zdolności i umiejętności Bieleckiego, trudno wyrokować, po premierowaniu otrzymał bankową synekurę w Londynie. Potem został jednym z prezesów banku Pekao S.A. i tutaj zupełnie się nie sprawdził dlatego po kolejnych zmianach właścicielskich, pozbyto się go z ulgą.

Jan Olszewski - 6 grudnia 91 - 5 czerwca 92
Miał być premierem przełomu i stał przed wielką szansą prawdziwego odrodzenie naszego kraju. Zaczął wprowadzać normalne i korzystne dla Polski, rozwiązania i coraz bardziej deptał po piętach uwłaszczającym się komuchom. Dla uzdrowienia sytuacji politycznej i przerwania możliwości szantażu decydentów przez byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb, ogłosił w Sejmie listę byłych tajnych współpracowników bezpieki, funkcjonujących w ówczesnym życiu publicznym. Niestety ten krok, stał się przyczyną zjednoczenia przeciwko rządowi Olszewskiego, wszystkich sił skrywających swe dawne grzechy, a było ich wtedy bardzo wielu. Na czele zamachu stanął były tajny współpracownik SB o pseudonimie Bolek, a w tamtym czasie Prezydent RP, Lech Wałęsa. Strach przed ujawnieniem prawdy o sobie, błyskawicznie zjednoczył do niedawna zwalczające się grupy interesów. Salon podał rękę Wałęsie, a komuchy potulnie przyklasnęły przedsięwzięciu. Rząd padł, a obłuda i kłamstwo, z wielką szkodą dla Polski, zatryumfowało!

Waldemar Pawlak - 5 czerwca 92 - 10 lipca 92 oraz 26 października 93 - 6 marca 95
Pierwsze premierowanie, to rozbłysk na firmamencie polityki jako kolejna zpchajdziura, po skutecznym obaleniu rządu Olszewskiego. Ten młody i kompletnie nijaki osobnik był akceptowany przez wszystkie strony antylustracyjnego spisku, bo nie zagrażał nikomu.
Natomiast druga kadencja, to już zupełnie inna historia. Pawlak i jego ugrupowanie obrosło już wtedy w piórka, a jako zbiorowisko wielce pazernych chłopów, skutecznie kręciło swoje lody, z dużą szkodą dla kraju.

Hanna Suchocka - 11 lipca 92 - 26 października 93
Pierwsza i póki co jedyna kobieta Premier. Wyciągnięta z politycznego niebytu(zdaje się przez Wałęsę) kompletnie pozbawiona zaplecza politycznego. Rządy nijakie z rozdającym karty pod stołem, Janem Maria Rokitą. Została zapamiętana, jako premier rządu z nadania Solidarności, który został rozwiązany na wniosek posła Pietrzyka z tejże Solidarności, a o upadku gabinetu zadecydowała sraczka, czyli absencja podczas głosowania o votum zaufania dla rządu, jednego z prorządowych posłów, który w tym przełomowym momencie siedział w kiblu! Nic dodać, nic ująć!
Po upadku rządu, Suchocka przez wiele lat była Ambasadorem RP przy Watykanie.

Po Suchockiej ponownie rządził Pawlak, ale o nim już było.

Józef Oleksy - 7 marca 95 - 7 lutego 96
Pierwszy w historii Wolnej Polski, premier postkomunista. Restauracja postkomuny w III RP była skutkiem nieudolnych rządów solidarnościowych oraz kompromitującej prezydentury Wałęsy. Czas powrotu do władzy dawnych towarzyszy, to epoka dalszego rozkradania kraju i ubijania szemranych geszeftów oraz umacniania gospodarczego potęgi tej formacji. Oleksy odszedł z urzędu w niesławie oskarżony przez Wałęsę o konszachty z sovieckim wywiadem. Jak było naprawdę, Bóg raczy wiedzieć, bo przecież w otoczeniu Wałęsy, aż roiło się od smutnych panów z dawnych służb. W moim przekonaniu; został zwyczajnie wrobiony przez swoich dawnych kolegów. 
W mojej ocenie, Oleksy to jeden z niewielu komuchów którego można posądzać o patriotyzm.

Włodzimierz Cimoszewicz - 7 lutego 96 - 31 października 97
Kolejny towarzysz na Urzędzie, jednak swego rodzaju fenomen wśród bolszewików, bo uczciwy. Nie wchodzący w szemrane interesy i przez to pozbawiony szerszego poparcia wśród swoich. Premiera i całą komuszą formację zalała powódź, kiedy to publicznie przypomniał, że nieszczęśliwie podtopieni, dla własnego dobra powinni być ubezpieczeni.

Jerzy Buzek - 31 października 96 - 19 października 01
Po czasach komuszej recydywy przyszedł czas na AWS. Zwycięstwo wyborcze tego paczłorkowego ugrupowania dało ludziom nadzieję, na powrót do normalności. Jednak od początku zgrzytało. 
Autor wyborczego zwycięstwa i lider formacji, Marian Krzaklewski nie palił się do sprawowania Urzędu. W swych planach chciał rządzić z tylnego siedzenia, a na Prezesa RM sygnował profesora ze Śląska, prof. Jerzego Buzka. Nowy Premier ochoczo zabrał się do pracy i jako pierwszy w historii naszego kraju zaczął planować i wprowadzać reformy społeczno - gospodarcze. To za jego rządów udało się zreformować system ubezpieczeń społecznych i służbę zdrowia oraz dokonać nowego sensownego podziału administracyjnego kraju. Nie wszystko co zostało zmienione przyniosło oczekiwane efekty, ale sam fakt woli naprawy Rzeczypospolitej (bez oglądania się na słupki popularności), przynosi chwałę temu rządowi.

Leszek Miller - 19 października 01 - 2 maja 04
Druga restauracja postkomunistów, to czas ich szemranej, finansowo - gospodarczej ekspansji. Zabójcza pewność siebie Leszka Millera i członków jego ugrupowania spowodowała, że poczuli się prawie bezkarni. Zaowocowało to aferą Rywina i zdmuchnięciem rządu, a samej formacji przyniosło szokujący spadek wyborczego poparcia, które zatrzymało się na poziomie 10. procent i wciąż ma tendencje spadkową.

Marek Belka - 2 maja 04 - 31 października 05
Po aferze Rywina, rząd postkomunistów przetrwał jeszcze prawie półtora roku. Skompromitowane władze partii próbowały ratować sytuację, sygnując na stanowisko Premiera, tzw. bezpartyjnego fachowca, Marka Belkę, jednak ten nijaki technokrata nie był w stanie uratować ich przed klęską wyborczą. Miejmy nadzieję, że do trzeciej "czerwonej restauracji" nie dojdzie już nigdy!

Kazimierz Marcinkiewicz - 31 października 05 - 14 lipca 06
Blamaż postkomunistów umożliwił zwycięstwo parlamentarne PISowi. Po tym sukcesie zarysowała się wielka szansa na wspólną rządową większość, tworzoną razem z Platformą. Niestety urażone ambicje przegranego Tuska uniemożliwiły nawiązanie współpracy, a PIS musiał się ratować egzotyczną koalicją z Samoobroną i LPR. Jarosław Kaczyński wyznaczył na urząd koalicyjnego premiera, Kazimierza Marcinkiewicza, nauczyciela fizyki z Gorzowa Wielkopolskiego. Nowy Premier prawie natychmiast zachłysnął się władzą i zaczął prowadzić własną grę, coraz bardziej rozmijając się z oczekiwaniami Prezesa. Niecały rok rządów Kazimierza M, to lans połączony z błazenadą, zarazem jeden z największych błędów kadrowych Jarosława.

Jarosław Kaczyński - 14 lipca 06 - 16 listopada 07
Wygłupy Marcinkiewicza zmusiły w końcu Kaczyńskiego do objęcia Urzędu i pokierowania Radą Ministrów. Mimo wściekłego jazgotu nieprzychylnych mu mediów, zmiany w Państwie szły w dobrym kierunku, sytuacja gospodarcza była wyśmienita i nic nie wskazywało na katastrofę. Zawierane taktycznie sojusze z Samoobroną czy LPR nie były najszczęśliwsze, ale na inne nie było szans. W listopadzie 2005 roku, po wielce zaciętej walce z Donaldem Tuskiem, wybory prezydenckie wygrał Lech Kaczyński. Wydawało się, że po raz kolejny do Polski zawita rozsądek, a najwyższym priorytetem będzie dobro wspólne. Tak też się działo, w trakcie trwania tej koalicji udało się nawet doprowadzić do weryfikacji WSI, formacji pozostającej do tej pory poza realną kontrolą Państwa. Funkcjonariusze tej organizacji bez żadnej weryfikacji przefarbowali się w 1990 r. ze służby prosowieckiej w tajną służbę Rzeczypospolitej.
Niestety szczęście nie trwa wiecznie i po kolejnym kryzysie rządowym ogłoszono termin kolejnych wyborów do Parlamentu. Rozpoczęła się wyczerpująca kampania wyborcza, dwa najważniejsze ugrupowania szły "łeb w łeb" z lekką przewagą PISu.Na kilka dni przed wyborami doszło do telewizyjnej debaty dwóch najważniejszych graczy, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Podczas debaty w żąglowaniu słowami lepszy był Tusk i to stanowiło swoisty przełom, który w konsekwencji doprowadził do władzy Platformę Obywatelską. Jakże pouczające na przyszłość jest powyższe zdarzenie, mimo niewątpliwej intelektualnej przewagi i większej biegłości w szermierce słownej, Jarosław Kaczyński poległ, bo zlekceważył przeciwnika, był najnormalniej w świecie nie przygotowany. Skutki tego błędu odczuwamy boleśnie do dziś!

Donald Tusk -  16 listopada 07 -
Wielki wygrany, mający wraz z PSLem bezwzględną większość parlamentarną wszedł do Kancelarii Premiera z ustami pełnymi obietnic zreformowania kraju. Jak wygląda dziś Polska, po siedmiu latach niepodzielnych i większościowych rządów Platformy, pod niekwestionowanym przywództwem Donalda Tuska?
Dług publiczny rosnący z kosmiczną prędkością, postępujący w diabolicznym tempie rozrost aministracji publicznej i horrendalny dług zagraniczny. Jeśli do tego dołożymy wielkie bezrobocie i masową emigrację za chlebem, młodych obywateli naszego kraju oraz spadającą z każdym rokiem dzietność, to mamy obraz zapadającego się Państwa.
Prawie kompletne zaniechanie reform(wyjątek, podniesienie wieku emerytalnego)przy tak znacznej przewadze parlamentarnej to grzech śmiertelny obecneg rządu, a Premiera w szczególności. Jeśli dołożymy do tego szerzącą się korupcję i straszliwą degrengoladę sądów, to kraj nasz jawi się niczym I Rzeczpospolita, na chwilę przed rozbiorami.

Podumowując, w rankingu Premierów Wolnej Polski, najwyżej plasuję Jerzego Buzka, za jego skuteczność we wprowadzaniu reform. Natomiast za najgorszego Premiera uważam obecnego Prezesa Rady Ministrów, Donalda Tuska, za całkowity brak woli reformowania naszego kraju i sprowadzenie rządzenia Polską do skutecznego manipulowania opinią publiczną.



 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz